Ciasto marchewkowe


Co za niedopatrzenie! Minął już ponad miesiąc, a ja jeszcze nie zamieściłam tutaj przepisu na moje ulubione ciasto marchewkowe.

Przepisów jest bardzo wiele. Sprawdziłam doświadczalnie - najlepsze wychodzi wg przepisu Ewusi;)

Składniki:
  • 1,5 szklanki cukru
  • 4 jajka
  • 2 szklanki mąki
  • 1 - 1,5 szklanki oleju (ja zawsze daję niecałą szklankę, ciasto jest wtedy lżejsze i bardziej puszyste)
  • 2 łyżeczki cynamonu (minimum 2!)
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 2 szklanki startej (na grubym oczku) marchewki
  • bakalie (wedle uznania; moim zdaniem ciasto bez bakalii jest o niebo lepsze)
Cukier utrzeć z jajkami - na gładką masę. Dodać resztę składników. Mąkę można wcześniej wymieszać z sodą, proszkiem do pieczenia i cynamonem. Marchewkę (i bakalie) dodawać na końcu.
Całość wylać do formy keksowej i włożyć do rozgrzanego piekarnika (180st.) na mniej więcej godzinę. Zwykle trzymam je w piekarniku ok 70-75 minut.

Ciasto świetnie smakuje na ciepło i idealnie pasuje do mleka.

"Wersja" z mleczną czekoladą i siekanymi migdałami

Smacznego!

Chorwackie inspiracje c.d.



Poszukiwane: cukierki Bronhi!

Już tłumaczę, o co chodzi. Ostatniego dnia rejsu trzeba było pozbyć się wszystkich kun, coby z nadmiarem nikomu niepotrzebnych drobnych do domu nie wracać. Ponieważ w kieszeni miałam równowartość nie więcej niż 7zł i nie było mnie już stać na pamiątki, postawiłam na słodycze. I kupiłam najdziwniejsze cukierki, jakie w życiu jadłam. Karmelki z lukrecją, anyżkiem i mieszanką innych ziół. Brzmi nieciekawie, smakuje niesamowicie. (Oczywiście osoby nielubiące anyżu lub lukrecji tego cukierka nie przetrawią :P) Teraz poczułam coś na kształt tęsknoty za tym wyjątkowym smakiem i zaczęłam się zastanawiać, czy gdzieś w Polsce nie dałoby się dostać czegoś podobnego. Może ktoś o czymś takim słyszał, albo, co lepsze, gdzieś widział te cukierki?

Ponieważ to blog kulinarny, osoby, które te cukierki jakimś cudem znajdą i nie zjedzą ich od razu, odsyłam do interesującego przepisu na ciasto/tort z ich wykorzystaniem.

Muffiny z serkiem homogenizowanym i wiśnią


Zwariowałam! Zamiast zająć się czymś bardziej produktywnym zajęłam się... produkcją muffinów;)

Dzisiaj wielki dzień! Pięćdziesiąta rocznica ślubu moich dziadków. Niestety świętowanie trzeba przełożyć na przyszły tydzień - wtedy dziadek wychodzi ze szpitala, a na razie mały słodki "prezent" od najstarszej wnuczki:)

Składniki:

2 szklanki mąki
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2/3 szklanki cukru pudru
1/3 szklanki cukru (może być brązowy)
2 łyżeczki cynamonu
 
130g serka homogenizowanego
1/4 szklanki mleka
2 jajka
1/3 szklanki oleju

dżem wiśniowy lub śliwkowy
płatki migdałów do posypania

Wymieszać oddzielnie składniki suche i mokre. Połączyć. Ponakładać ciasto na dno foremek. Nałożyć łyżeczkę dżemu i przykryć ciastem;) Piec przez ok 20-25 minut w 180 st. Tyle!

Przepis jest wymyślony przeze mnie - ze względu na niedobór cukru pudru, mleka i brak jogurtu użyłam serka homogenizowanego (waniliowy z czekoladą). Wyszło zadziwiająco świetnie.

Smacznego!

Podróże ze smakiem - Burek z serem (Zadar, Chorwacja)

Dwa tygodnie w Chorwacji minęły bezpowrotnie. Pozostała opalenizna, zdjęcia i miłe, bardzo miłe, wspomnienia. Także te kulinarne:)

Ania pisała kilka dni temu, że o rejsie przypominać jej będzie lawenda i jej piękny zapach. Ja mam bardziej przyziemne skojarzenia z Dalmacją. Smakiem wakacji został dla mnie swojski, słony i absolutnie niedietetyczny Burek.


Składniki:

Ciasto filo:
  • 300ml lekko ciepłej wody
  • 500g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka soli 
  • 100g roztopionego smalcu
  • 100g oleju
Inny przepis na ciasto filo znajdziecie TU. Oczywiście można użyć ciasta gotowego, ale gdzie takie dostać, nie mam pojęcia:)

Nadzienie:
  • 300g sera feta (lub innego słonego sera)
  • 300g serka kremowego, dowolnego lub zmielonego twarogu
  • jajko
  • szczypta soli
Oryginalnie powinien to być biały ser krowi, lekko słony i w "okruszkach". Ja znalazłam coś podobnego, przynajmniej tak mi się wydaje;) Kupiłam chyba wszystkie rodzaje sera solankowego, jakie mieli dostępne w Kauflandzie i po spróbowaniu najbardziej podpasował mi turecki ser Peynir (co prawda nie ma okruszków ale "smakuje")

Do mojego bureka wrzuciłam ok 230g sera Peyniri, 200g półtłustego twarogu, 100g fety i 100g owczego sera bułgarskiego (plus jajko). Wydaje mi się jednak, że ilość sera można by ograniczyć do maksymalnie 500g.

Przygotowanie:

Z mąki, soli i wody zagnieść ciasto. Powinno być ono gładkie, sprężyste, miękkie i nieklejące. Smalec rozpuścić, ostudzić i połączyć z olejem. Ciasto podzielić na pięć części, uformować kulki, każdą rozpłaszczyć dłonią (im bardziej tym lepiej) i włożyć do naczynia z tłuszczem (tłuszcz musi dokładnie zakrywać całe ciasto). Odstawić na około pół godziny. Ciasto w tym czasie powinno wchłonąć ok. 1/2 - 3/4 tłuszczu. Nie zdziwcie się, jeśli zacznie wytrącać się smalec.

Gdy ciasto pije tłuszczyk mamy czas, żeby przygotować nadzienie. Sery należy dokładnie wymieszać i rozdziobać widelcem, można też dodać do nich jedno jajko i wszystko razem zmiksować. Wedle uznania do sera można dodać szpinak, podsmażoną słoninkę, cebulkę, miętę, czubrycę lub inne świeże zioła. Ponieważ feta i sery solankowe są słone same w sobie, dodanie szczypty soli można śmiało pominąć.

Stolnicę i ręce dobrze nasmarować tłuszczem. Można wykorzystać tłuszcz, którego nie wchłonęło ciasto.
[Uwaga! Dygresja! Jeśli macie zniszczone dłonie, np. częstym myciem, praniem lub, tak jak ja, środkami dezynfekującymi, nie oszczędzajcie tłuszczyku - wysmarowanie rąk smalcem jest niezwykle kojące:P]
Gdy już pozachwycacie się własnymi dłońmi, wyjmijcie pierwszy kawałek ciasta z tłuszczu i rozciągnijcie go na stole najcieniej jak się da. O dziwo nie jest to wcale takie trudne, jak mogłoby się wydawać. Jeśli ciasto lekko się porwie (tak, jak mi, co widać na zdjęciu), to nic nie szkodzi. I tak nie da się go już skleić - sprawdzałam. Najważniejsze i tak jest to, żeby ciasto było bardzo cienkie - cieńsze niż na zdjęciu (niestety moje wyszło troszkę za grube)


Na środek tak rozciągniętego ciasta nałożyć cienką warstwę 1/4 nadzienia, po czym boki ciasta założyć na nadzienie i zawinąć. W ten sposób tworzymy okrągły tobołeczek, który na chwilę odkładamy na bok. W ten sam sposób należy rozciągnąć kolejny placek. Na środek nałożyć kolejną część nadzienia, na nadzienie pierwszy, przygotowany przed chwilą tobołek (nadmiarem ciasta do dołu) i znów zamotać boki ciasta. I tak 4 razy.

Dla ułatwienia placki można od razu nakładać na tortownicę - dzięki temu uzyskamy ładny okrągły kształt bureka. Prawdę mówiąc nie wiem, jak to zrobić. Zawijanie na desce było całkiem skuteczne.

Burek przełożyć na blachę i piec aż do zarumienienia ok. 40 min. w temp 180st., wg innego przepisu w 250st. przez 20 - 30 minut. Ponieważ ja zawsze wszystko robię na opak - piekłam Bureka przez pierwsze 10 minut w 250st. a kolejne 20 minut w 200st. (moim zdaniem mógłby być pieczony trochę dłużej)

Po upieczeniu od razu wyjąć z piekarnika, skropić z góry lekko wodą i przykryć całą blachę na chwilę folią aluminiową. Ja oczywiście tego nie zrobiłam. Z łakomstwa;) Burek, mimo eksperymentów z serem, wyszedł tak, jak powinien. Przepysznie.

I taka uwaga na koniec: Burek najlepszy jest na ciepło. Moim zdaniem, im cieplejszy tym lepszy. Smacznego!
Różne przepisy, które pomogły mi w przygotowaniu tego przysmaku znajdziesz na stronach:

przy-stole.blogspot.com
slodkapasja.blox.pl
domowe gotowanie
travelmaniacy.pl

A na sam koniec jeszcze trochę informacji o samym bureku.


P.S. Post otwiera mini serię przepisów inspirowanych podróżami. Oby seria rosła w siłę, a sił na podróże nigdy nie zabrakło. ;)

Muffinki lawendowe z czekoladą

Od wczoraj nie mogłam przestać o nich myśleć. Tyle razy czytałam przepis, aż nauczyłam się go na pamięć. Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju... skąd wziąć suszone kwiaty lawendy? Wyjrzałam na balkon, ale po moim lawendowym krzaczku nic nie zostało (jak widać mama w końcu zabrała go na działkę). Na szczęście przypomniałam sobie o sklepie zielarskim po drugiej stronie ulicy. Za 50g zapłaciłam 4zł, więc jak dla mnie bomba - co do muffinek to do muffinek, a lawenda ma tyle zastosowań, że na pewno reszta się nie zmarnuje :-) poza tym... mam jeszcze jeden lawendowy przepis w zanadrzu!

200g czekolady mlecznej
5 łyżek masła
jajko
200ml mleka
150g śmietany
50g cukru
250g mąki
2 łyżki mąki ziemniaczanej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
pół łyżeczki sody
sól
2 łyżki suszonych kwiatów lawendy
łyżka miodu lawendowego


Czekoladę drobno siekamy lub ścieramy na drobnej tarce. Masło rozpuszczamy na małym ogniu i dodajemy 50g czekolady, a następnie mieszamy aż do uzyskania gładkiej masy. Jajko mieszamy z mlekiem, śmietaną i cukrem. W osobnym naczyniu mieszamy mąkę, proszek do pieczenia, sodę i szczyptę soli. Łączymy obie masy tak, aby wszystkie składniki były wilgotne. Jedną czwartą ciasta należy wymieszać z kwiatami lawendy i miodem, a do reszty dodać masło czekoladowe i pozostałą czekoladę. Piekarnik nagrzewamy do 180st. Foremki najpierw wypełniamy ciastem czekoladowym, wyrównujemy powierzchnię i dopełniamy ciastem lawendowym. Pieczemy ok 25minut.






 Zapach podczas pieczenia jest nieziemski!


Niestety nie udały mi się dwie kolorowe warstwy i cała muffinka jest czekoladowa :-( jednak to nie szkodzi, bo smak i zapach rekompensują wszystko!

Chorwackie inspiracje

Wyjazdy zawsze mnie inspirują do poszukiwania nowych smaków. Tego lata odwiedziłyśmy (między innymi!) chorwacką wyspę Hvar, która zwana jest również lawendową wyspą. Jeśli jakiś zapach będzie mi przypominał o tym rejsie - będzie to właśnie lawenda, dlatego na którymś targu kupiłam coś, co już niedługo wykorzystam w jednym przepisie...



update: http://where-is-the-pie.blogspot.com/2012/09/muffinki-lawendowe-z-czekolada.html

Smacznego!!

Zielono mi! Sos zielonej bogini.

Lato powoli się kończy. Czas na sałatki na szczęście nie! O sałatach i sałatkach pisać nie będę. Każdy i tak powrzuca do nich swoje ulubione warzywa. Chciałam jednak podzielić się przepisem na przepyszny sos. Przepis jest powszechnie znany, więc Ameryki nie odkryję, ale może kogoś nakłonię do spróbowania;)

Green Goddess - Sos zielonej bogini

składniki:

1 mała szalotka drobno posiekana (może być cebula, najważniejsze by była drobno posiekana)
1 ząbek czosnku, przeciśnięty przez praskę (nie byłabym sobą, gdybym nie wzięła trzech ząbków;P)
1 łyżka octu z białego wina (ja wzięłam ocet winny ziołowo-czosnkowy)
1 łyżka świeżo wyciśniętego soku z cytryny
1 łyżka świeżo wyciśniętego soku z limonki
sól i świeżo zmielony pieprz do smaku


3 łyżki natki pietruszki (najlepiej świeżej)
1 łyżka liści estragonu (ominęłam ten punkt programu - dodałam odrobinę suszonego, ale to nie to samo)
1 łyżka
świeżej, drobno posiekanej bazylii
1 łyżka 
szczypiorku
1/2 dojrzałego awokado, obranego i rozgniecionego widelcem
(niedojrzałego nie da się rozgnieść - można za to pokroić w drobną kostkę, smak nie będzie dokładnie ten sam, a konsystencja sosu mniej płynna, ale i tak sos będzie fantastyczny)
1/2 szklanki oliwy extra virgin
I wg mnie najważniejszy składnik: prażone pestki słonecznika i dyni! w ilości dużej, dowolnej (w oryginalnym przepisie ich nie ma, ale wydaje mi się, że bez pestek ten sos nie smakuje już tak samo :P)


Sposób przygotowania:
Na początku można uprażyć pestki. Wrzućcie je na suchą patelnię i prażcie ciągle podrzucając, aż będą złociste z każdej strony! Zostawcie do ostygnięcia. Cebulę i czosnek wymieszajcie z octem, sokiem z limonki i cytryny, solą i pieprzem. Odstawcie wszystko na kilka minut, aby zdążyło się "przejeść". Przez ten czas możecie posiekać zioła i rozgnieść lub pokroić awokado. Teraz wystarczy już tylko zmieszać wszystko razem, dodać oliwę i jeszcze raz dobrze wymieszać. Pamiętajcie tylko, żeby pestki nie były za gorące!
Takim sosem można polewać każdą zieloną sałatkę. Jest naprawdę pyszny! ;)

Podstawowy przepis znalazłam na stronie: Kuchni nad Adriatykiem.

P.S. Tak się składa, że wyruszamy teraz gromadnie na Adriatyk;) Kolejne wpisy pojawią się pewnie dopiero po dwóch tygodniach. Można się za to spodziewać, że będą pełne dalmatyńskich inspiracji. ;)

Tarta szpinakowa

Od dłuższego czasu prześladuje mnie szpinak. Non stop mam ochotę to na pierogi ze szpinakiem i fetą, to na naleśniki  lub omleta ze świeżym szpinakiem i czosnkiem.

 Jakiś czas temu spróbowałam czegoś dla mnie innego: zrobiłam tartę ze szpinakiem. I nieskromnie muszę przyznać: wyszła genialna!
Przepis jest prosty, chociaż odrobinę czasochłonny. Najlepsze, że składniki mogą być zupełnie dowolne (wrzuciłam do środka to, co akurat miałam w lodówce).

Ciasto pod tartę jest standardowym kruchym ciastem:
  • mąka,
  • masło,
  • jajko,
  • kilka łyżek wody,
  • szczypta soli.
Wszystko razem zagniecione i wrzucone do lodówki na godzinę. (Masło i mąkę należy dać w proporcjach 1:2 np. 100g masła i 200g mąki, na taką ilość jedno jako stanowczo wystarczy)

Przepis na najlepsze kruche ciasto, jakie w życiu jadłam (wg przepisu Julii Child) znajdziecie przy przepisie na babeczki.

Na nadzienie są potrzebne:
  • śmietana (dałam 4 łyżki 18%),
  • jajka (3-4),
  • duża cebula,
  • 2-3 ząbki czosnku
  • oczywiście szpinak (robiłam ze świeżego)
  • łyżka tymianku (suszonego, świeżego niestety nie miałam)
  • ser żółty/camembert
  • sól/pieprz/bazylia
Na patelni należy roztopić odrobinę masła lub nalać trochę oleju/oliwy, zeszklić drobno pokrojoną cebulę, w międzyczasie dorzucić poszatkowany czosnek i łyżkę tymianku. Do tego dorzucić umyty, pokrojony szpinak (bez łodyżek). Lekko podsmażyć, aż szpinak zwiędnie. Zostawić do ostygnięcia. W misce rozmieszać jajka ze śmietaną. Dorzucić trochę sera. Dodać przestudzony szpinak.

Ciasto rozwałkować i wyłożyć na spód pod tartę (albo zwykłą blachę). Włożyć na chwilę do lodówki. Piekarnik nagrzać do 180-200 st.C Włożyć blachę z ciastem na 10-15 minut do piekarnika. Wyjąć, wylać nadzienie na ciasto i piec jeszcze przez ok 20-25 minut.

I gotowe!


Wszystko (no prawie wszystko) wygląda tak:


Smacznego :)

Moje ulubione: pełnoziarniste pierogi z serem i kaszą gryczaną! :)

Dziewczyny szaleją, blog tętni życiem! Olu, miałaś świetny pomysł! :)
Ten przepis pewnie bardziej pasowałby do mojego poprzedniego bloga (który umarł śmiercią natu... przez zaniedbanie :P), ale jest to jedno z moich ulubionych kulinarnych dziwactw, więc idzie tutaj. Zdrowe jak nie wiem. I pyszne!
Pojechałam do babci. Na dwa i pół dnia. Całe dnie zajęte, bo nagle się okazało, że trzeba tyle załatwić... ale jak zwykle nie mogłyśmy sobie z babcią odmówić i o 21 naszło nas na lepienie pierogów. Do północy było ich jakieś 200. Przepis nieco eksperymentalny - po raz pierwszy odważyłyśmy się na takie połączenie. Pewnie nie wszystkim będą smakowały, bo znacznie odstają od pierogowego kanonu, a już na pewno nie spotyka się ciasta z pełnoziarnistej mąki orkiszowej. Ja natomiast uwielbiam i szczerze polecam kiedyś się odważyć i spróbować zrobić... albo wpaść do mnie na obiad. ;)


PEŁNOZIARNISTE PIEROGI Z SEREM BIAŁYM I KASZĄ GRYCZANĄ
ciasto:

400g mąki orkiszowej pełnoziarnistej
2 łyżki oleju
ciepła woda ("tyle, ile mąka zawrze". w praktyce około szklanki ale nie jestem niestety w stanie określić tego dokładnie.)

farsz:
torebka kaszy gryczanej
250g białego sera (u nas półtłusty)
średnia cebula
jajko
sól, pieprz, majeranek



Ciasto bez większych ceregieli zagnieść stopniowo dodając wodę. Ma być miękkie, dobrze wyrobione i się nieco lepić.

Kaszę ugotować. Cebulę pokroić w drobną kostkę, zeszklić na dwóch łyżkach oleju. Dodać kaszę do cebuli i jeszcze chwilę podsmażyć (można dodać jeszcze łyżkę oleju). Ostudzić i wymieszać z pokruszonym serem i jajkiem. Przyprawić do smaku.

Na lepienie pierogów każdy ma swój, inny, najlepszy sposób. Mają się nie rozklejać i tyle ;)

Wrzucamy na gotującą się, osoloną wodę z łyżką oleju. Na oko powinny gotować się 5 min od "wypłynięcia", ale jak się zagadałyśmy przy lepieniu i gotowały się ponad 10 to też im nic złego się nie stało... ;)

Zjadać od razu albo lekko przyrumienione na patelni. :)





Wiem, że nie są najpiękniejsze ale nadrabiają smakiem... ;)
SMACZNEGO! :)

Przepraszam za jakość zdjęć, jeszcze uczę się obsługiwać mój telefon a aparatu nie miałam... ;)


Babeczki z musem czekoladowym

Przepis Buf na chocolate french silk pie przypomniał mi o babeczkach, które robiłam na ostatnią imprezę sylwestrową. Mimo wielu podobieństw: kruchego ciasta, musu czekoladowego i owoców, "mój" przepis trochę się różni. Może warto go wypróbować?

Przepisy na kruche ciasto i mus czekoladowy pochodzą z mojej ulubionej książki kucharskiej: Mastering the Art of French Cooking ;)

Mus można podawać w postaci babeczek lub w pucharkach. Jest pyszny zarówno bez dodatków, jak i z owocami, z crème anglaise lub ubitą śmietanką.

Mousseline au chocolat

4 żółtka
110 g cukru pudru
5 łyżek likieru pomarańczowego
garnek gotującej się wody
basen z zimną wodą

170 g gorzkiej czekolady
3 łyżki mocnej kawy
170 g miękkiego masła
opcjonalnie: skórka pomarańczy

4 białka
szczypta soli
łyżka cukru pudru

Ubij żółtka z cukrem pudrem aż powstanie jasnożółta, gęsta masa. Wmiksuj do środka likier pomarańczowy (ja dodałam Blue Curaçao – ciasto robi się zielone, ale po dodaniu czekolady nie ma po tym dziwnym kolorze śladu). Włóż miskę do basenu z parująca wodą (zdejmij go z palnika!) i kontynuuj miksowanie przez kolejne 3 - 4 minuty, aż masa będzie gęsta i za gorąca dla palca. Następnie miskę przełożyć do basenu z zimną woda i nadal miksować przez 3 - 4 minuty, Az masa się ochłodzi i zgęstnieje.

W osobnej misce rozpuścić czekoladę z kawą (nad gorącą wodą). Czekolada nie przypali się, jeżeli jej temperatura cię nie parzy (znów nurzamy palce w pysznościach) ;) Do czekolady dodajemy miękkie masło  i miksujemy do uzyskania delikatnego kremu. Całość wlewamy do ubitych wcześniej żółtek z cukrem i mieszamy. W tym momencie możemy dodać skórkę pomarańczową.

Ubijamy białka z solą na sztywną pianę, gdy na ubijaczce zaczną formować się stożki, posypujemy całość cukrem pudrem (łyżka) i ubijamy dalej, aż piana będzie sztywna i nie będzie uciekać z miski po jej przechyleniu.

Jedną czwartą białka delikatnie za pomocą szpatułki łączymy z masą czekoladową, następnie dodajemy resztę białka uważając żeby się nie pozapadało (lepiej zostawić widoczne grudeczki białka).

Tak przygotowany mus nakładamy do foremek  z kruchego ciasta i wkładamy do chłodziarki co najmniej na dwie godziny. A najlepiej na całą noc.

Powyższy przepis powinien wystarczyć na przyrządzenie deseru dla 6 - 8 osób (babeczek wychodzi oczywiście znacznie więcej)

Kruche ciasto 

150g mąki
120g masła
pół łyżeczki soli
duża szczypta cukru
4 łyżki zimnej wody

(Składniki powinny wystarczyć na wyłożenie formy o średnicy ok. 20 - 22cm)

Mąkę, sól, cukier i masło należy umieścić w misce. Następnie tłuszcz i mąkę ścieramy między czubkami palców do uzyskania konsystencji płatków owsianych. Nie należy zbyt długo rozdrabniać masła, żeby nie zaczęło się rozpuszczać.

Dodaj wodę i wymieszaj wszystko szybko jedną ręką, z palcami złączonymi i lekko zgiętymi (dłoń ułożona, jak do picia wody), jeśli pozostały jakieś niepołączone z masą drobiny, spryskaj wszystko odrobiną wody, szybko uformuj kulę. Ciasto powinno być plastyczne i związane, nie powinno się kleić.

Tak zrobione ciasto umieszczamy na desce obsypanej delikatnie mąką. Grzbietem ręki rozgniatamy ciasto , szybko rozsmarowując je po blacie. Ważne jest, by nie robić tego częścią dłoniową, która jest po prostu za ciepła. Ciasto zagarniamy z powrotem szpatułką, zagniatamy kulę, obsypujemy mąką i zawijamy w papier. Wstawiamy do zamrażalki na godzinę -  ciasto powinno być twarde, ale nie przemrożone. Można też zostawić je w chłodziarce na dwie godziny lub na noc.
Ciasto może być przechowywane w lodówce przez kilka dni lub w zamrażalce przez kilka tygodni. Należy wtedy owiniętą w papier kulkę umieścić dodatkowo w woreczku foliowym.

Ponieważ ciasto zawiera dużo masła, należy je rozwałkować po wyjęciu z lodówki tak szybko, jak tylko się da, aby nie zdążyło zmięknąć. Ciasto, uformowane w kulę, kładziemy na obsypanej mąką desce. Można je kilka razy uderzyć wałkiem, żeby łatwiej się wałkowało. Jest to zabieg całkiem przyjemny;) Wałkujemy od siebie, od środka na zewnątrz. Ciasto powinno być na tyle miękkie, żeby po rozwałkowaniu się nie łamało. Przenosimy je (np. przy pomocy wałka) od razu na formę, zanim zmięknie. Brzegi dociskamy kciukami i wykończamy wg uznania. Oczywiście na babeczki potrzebne są mniejsze kawałki ciasta (można zrobić małe kuleczki, które później rozwałkowujemy). Ciasto w formie musimy czymś obciążyć – można wyłożyć je natłuszczoną folia lub papierem i wypełnić suchą fasolą. Pieczemy w temperaturze 200 st. C przez 8 - 9 minut, aż ciasto się zwiąże, po czym wysypujemy fasolę, nakłuwamy ciasto widelcem i wkładamy do piekarnika na kolejne 9 - 12 minut. (Jeśli nadzienie chcemy podgrzać razem z ciastem, po 2 - 3 minutach pieczenia po wysypaniu fasoli, kiedy ciasto zacznie odklejać się od brzegu formy, nalewamy / wsypujemy pożądane składniki i pieczemy przez kolejne 7 - 10 minut)


Tym razem skusiłam się na babeczki, ale spróbujcie kiedyś ten mus bez dodatków - jest rewelacyjny.


P.S. Za wszelkie dysgramatyzmy przepraszam - tłumaczę przepisy z angielskiego i czasami po prostu brakuje mi polskich odpowiedników:) I oczywiście gratuluję wszystkim, którym udało się przebrnąć przez cały ten tekst.

Sałatka z kurczakiem

Właściwie to miałam problem z tym jak nazwać tę sałatkę. "Sałatka z kurczakiem" jest dosyć ogólnym określeniem, ale gdybym miała wyliczać w nazwie wszystkie składniki, prawdopodobnie nie starczyłoby mi miejsca w nagłówku.

A więc, "Sałatka z kurczakiem"

  • pierś z kurczaka
  • pół kapusty pekińskiej
  • puszka fasoli czerwonej
  • puszka kukurydzy
  • 3 ogórki kiszone
  • 2 łyżki majonezu
  • sól i pieprz do smaku
  • przyprawa gyros


Pierś z kurczaka kroimy w drobną kostkę, posypujemy przyprawą gyros i smażymy na patelni.





Kapustę pekińską kroimy w paseczki, ogórki kiszone w kostkę, dodajemy kukurydzę, fasolę (wcześniej przelewamy ją wodą) i usmażoną pierś z kurczaka.



Dodajemy majonez, aby połączyć wszystkie składniki i doprawiamy solą i pieprzem do smaku.



Smacznego :-)



Biała czekolada i maliny to zgrany duet!

Pozostając w tematyce muffinowo-owocowej, mam w zanadrzu jeszcze jeden przepis. Jest to mój absolutny numer jeden (zaraz po muffinach z bananami i czekoladą, które kiedyś opiszę i sfotografuję, żeby tu opublikować). Muffiny z malinami i białą czekoladą są przepyszne, wilgotne, mocno owocowe, słodkie i...

Takie wspomnienie lata :-) klik!

Muffiny z malinami i białą czekoladą

2 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 szklanka cukru pudru
1 szklanka jogurtu naturalnego lub zsiadłego mleka
2 jajka
cukier waniliowy
1/3 szklanki oleju
1 mała łubianka malin (taka w jakich to zazwyczaj są sprzedawane maliny)
pół tabliczki białej czekolady, drobno posiekanej (ja dodaję całą i wcale nie jest za dużo ;-) )
płatki migdałowe do posypania

W misce mieszamy suche składniki. W drugiej miksujemy jogurt, jajka i olej, a następnie łączymy powstałą masę z suchymi składnikami (nie miksować, wymieszać łyżką). Dodajemy maliny i czekoladę i ponownie delikatnie mieszamy (jeśli owoce się lekko pogniotą, naprawdę nic złego się nie stanie). Przed włożeniem do piekarnika posypujemy płatkami migdałowymi, a pieczemy 20-25minut w temperaturze 180st.





Mniam!

Muffiny ze śliwkami

Czasem zdarzają mi się poranki, kiedy gdzieś między przebudzeniem a robieniem kawy nachodzi mnie ochota na małe "co nieco". Dziś na blacie w kuchni dostrzegłam śliwki...


A oto przepis (znaleziony TU!):

450g mąki
2,5 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
115g brązowego cukru
2 jajka
250ml mleka
125g stopionego masła
1 łyżeczka esencji waniliowej lub aromatu (ja dodałam cukier waniliowy)
8 śliwek drobno pokrojonych
cukier puder do posypania


Kroimy śliweczki i jak to bywa w przypadku muffinek - mieszamy osobno suche i mokre składniki.


Następnie łączymy wszystkie składniki. Foremki wypełniamy ciastem i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200st.


Po 25 minutach wyjmujemy i czekamy aż ostygną (to najtrudniejsza część, przyznaję...), żeby posypać cukrem pudrem :-)





Smacznego! :-)

Muszę się przyznać, że dokonałabym paru zmian w przepisie - na drugi raz dodam trochę mniej mąki, bo ciasto jest trochę "ciężkie". Co więcej, dziś od razu dodałam więcej śliwek (15 + te z wierzchu), a i tak uważam, że powinno być ich jeszcze więcej, ale być może to kwestia gustu. Ja po prostu uwielbiam owoce w cieście i zawsze daję więcej niż jest w przepisie ;-)

Chocolate French Silk PIE :)

To było nieuniknione - jakieś PIE musiało się w końcu tu znaleźć... ;) to ciacho ma wyjątkowo delikatną konsystencję i smakuje baaaaaaardzo czekoladowo. Ręka odpada od miksowania, ale zapewniam, że warto. U mnie wersja z wiśniami - uwielbiam ich połączenie z czekoladą. :)

nieco zmodyfikowany przepis z tej strony *klik*




CHOCOLATE FRENCH SILK PIE z wiśniami

spód

1,5 szklanki mąki
ok. 2 łyżek cukru pudru (30ml)
pół łyżeczki soli

1/4 szklanki oleju
75g zimnego masła
2-3 łyżki wody

krem czekoladowy
400g śmietanki 30% do ubijania
śmietan-fix
3 jajka
3/4 szklanki cukru pudru
2 łyżki wody
250g gorzkiej czekolady (ja użyłam Wedla, można spróbować z 70% kakao)
kilka kropel aromatu waniliowego

120g miękkiego masła

W malakserze połączyć wszystkie składniki na spód. Ciasto zawinąć w folię i schłodzić w lodówce ok. 30 min.
W tym czasie ubić lekko śmietankę, dodać śmietan-fix z 2 łyżkami cukru pudru i następnie ubić na sztywno. Schłodzić w lodówce.
Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej i odstawić do wystudzenia.
Okrągłą formę o średnicy ok. 22cm natłuścić i obsypać bułką tartą, wylepić ciasto. Piec początkowo przykryte papierem do pieczenia i obciążone grochem lub fasolą 20 min w 190*C. Następnie zdjąć papier i dopiec na złoty kolor jeszcze ok. 10 min.
Jajka, cukier i wodę umieścić w kąpieli wodnej (najlepiej w większym naczyniu - objętość rośnie jakieś 4 razy) i miksować ok. 10-12 min. Po tym czasie wyjąć naczynie z kąpieli i miksować kolejne 8-10 min aż do ostudzenia. Wmiksować czekoladę, aromat waniliowy i potem masło pokrojone w kostkę. Na koniec szpatułką delikatnie wmieszać ubitą śmietanę do kremu (część śmietany pozostawić do dekoracji). Tak powstały mus przełożyć na wystudzony spód i chłodzić w lodówce aż do podania (najlepiej kilka godzin). Udekorować według uznania wiśniami (ja użyłam babcinych w syropie), bitą śmietaną i wiórkami czekoladowymi.

SMACZNEGO! :)